Cóż, właściwie to Kraków opuszczamy dopiero jutro, ale czy jest coś ważniejszego niż wzniesienie toastu za powodzenie wycieczki? :) Dlatego to 23. a nie 24. uważam za początek wyprawy.
Na kolację armi zaserwował coś, co nazwałam posiłkiem biedoty (kasza gryczana z jakimiś niezidentyfikowanymi dodatkami, wyglądająca jak... no właśnie). Prawdopodobnie chodziło o złapanie odpowiedniego klimatu, bo to wyprawa niskobudżetowa ;3
PS. To była półsłodka Sophia :)