Czuję się... dziwnie?
W Cieszynie nie spotkaliśmy żywego ducha. No dobra, jedna babuleńka siedząca w oknie swojej chatki przy dworcu, powiedziała nam w którą stronę do granicy. Nic poza tym.
Skąd? Dlaczego? Czy przed naszym przyjazdem szalała tu zaraza? Wszystkich ewakuowano z powodu zagrożenia powodziowego? Jakieś wielkie święto i wszyscy leczą kaca w domkach? Zagadka pozostała nierozwiązana.
Na szczęście uchowała się jedna restauracja, w której zjedliśmy po gyrosie w naleśniku (mniami).
Owa grobowa cisza okazała się przedsmakiem 'rozrywek' czeskich. W kraju tym wszelkie atrakcje kończyły się o 22:00. Nie wiem czy to przypadek, czy reguła.
Już wiem jak się czuję. Jak Melissa George w "30 Days of Night" xD