W końcu udało mi się podsiąść jednego bezdomnego i każde z nas nieco się drzemnęło. Nie powiem, żebyśmy odpoczęli, ale przynajmniej minęła mi ochota rzucania plecakiem :)
Około 6:00 przemiły pan policjant zrobił sobie spacerek po dworcu i wszystkich nas obudził w b. nieprzyjemny sposób. Ponieważ dworzec zaczął się zapełniać ludźmi, postanowiliśmy się stamtąd zmyć.
Od pewnego młodego Czecha dowiedzieliśmy się, że do centrum i zarazem na stare miasto dostaniemy się jadąc tramwajem nr 8,9 lub 12 (za ten ostatni nie dam głowy) i że bilet, który należy kupić kosztuje 12 kc. Starcza on na 15 minut. W Ostrawie (zresztą nie tylko), podobnie jak w miastach polskich, na przystankach stoją automaty, w których można kupić bilet. Nie zauważyłam takowych natomiast w samych tramwajach.
Jeszcze w Polsce zaopatrzyłam się w przewodnik po Czechach (Globtroter Wiedzy i Życia). Niestety nie ma w nim Ostrawy (czyżby niewarta zwiedzania?). No nic, poradzimy sobie :).
Zaplanowaliśmy zwiedzić w Ostrawie, co następuje:
- Nowy Ratusz (podobno najwyższy w Czechach)
- obserwatorium astronomiczne
- akwarium morskie
Obiła nam się o uszy jeszcze jakaś bajkowa piwnica duchów, ale nikt zapytany nie wiedział o co nam chodzi. Myślę, że albo przekręciliśmy nazwę, albo pomyliliśmy miasto :p
Zapomniałam włączyć roaming i cały poranek spędziliśmy na poszukiwaniu działającego telefonu. Dobra wiadomość: w Czechach jest dużo budek telefonicznych, nie potrzeba do nich kart, zjadają również pieniążki :)
Pewnie tylko ja jestem takim półgłówkiem, że nie wiem jak się dzwoni za granicę, ale lepiej dmuchać na zimne, wiec przypomnę: dzwonimy 0048 i kierunkowy do miasta, już bez zera. Ja cały czas dzwoniłam przez jedno zero i głupia myślałam, że telefony czeskie nie chcą dzwonić za granicę. Chcą, ale warunek to wykręcenie dwóch a nie jednego zera ;p